Wasze Nasze Życie

Wasze Nasze Życie
z br. Piotrem Sochą rozmawia br. Bartłomiej Ewertowski

Br. Bartłomiej: Drogi Piotrze, ten numer „Naszego Życia” jest ostatnim, które wydałeś jako redaktor naczelny. Funkcję tę przestajesz pełnić po trzech latach owocnej pracy. Powiedz mi, jak to się stało, że zacząłeś współpracować w redakcji tegoż „poczytnego” czasopisma? Pomijam oczywiście to, że pierwszym krokiem było przeczytanie po raz pierwszy w życiu naszego czasopisma.

Br. Piotr: Pierwsze spotkanie z „Naszym Życiem” było na postulacie. Przeczytałem ją ze średnim zaciekawieniem. Natomiast gdy zajmowałem się tworzeniem gazetki postulanckiej i nowicjackiej to nie jako „w powietrzu” wisiało to, bym i potem zajął się czasopismem seminaryjnym. Sądziłem, że to nie realne, bo to już wyższy poziom niż poprzednie gazetki, zwłaszcza, że nie mam żadnego przygotowania specjalistycznego w tym kierunku. Na pierwszym roku przyszedł do mnie br. Jakub Lato, późniejszy pierwszy współpracownik, z zapytaniem, czy nie chciałbym zostać redaktorem naczelnym, bo ówczesny redaktor, a obecnie neoprezbiter o. Piotr Kurek. Moja odpowiedź była początkowo negatywna aż do końca roku akademickiego. Po wakacjach stwierdziłem jednak, że może warto by było przyjąć, zobaczyć, spróbować, ale na pewno nie samemu. Zaproponowałem więc br. Jakubowi, by został grafikiem, i tak praca ruszyła.

B.E.: Wspomniałeś o braciach, którzy Ci pomagali. Powiedz więc, jakie są Twoje obowiązki jako redaktora naczelnego, kto wchodzi w skład redakcji i jakie są ich zadania? Bo osoba redaktora kojarzy mi się z tym, który pogania innych, by pisali artykuły i wszystko było dopięte na ostatni guzik. Prawda to czy nie?

P.S.: Mózg w ciele ludzkim wysyła impulsy do poszczególnych części ciała, by spełniały swoje funkcje. Nie inaczej jest w redakcji. Dużo wpływ na tworzeniu składu redakcyjnego wywarły Warsztaty Redaktorów Gazetek Seminaryjnych, które odbyły się w Ołtarzewie. Tam własnie profesjonaliści wskazywali, że nie istnieją jednoosobowe składy redakcyjne. Musi być podział pracy, nie mogą różne osoby wykonywać tych samych zadań. Każdy ma do spełnienia swoje właściwe zadanie. A dzięki temu ma to ład i skład, zwłaszcza w codziennych gazetach. Zainspirowało mnie to do poszerzenia w miarę możliwości liczby braci współtworzących czasopismo. Podzielono każdy numer na trzy działy i każdy brat dostał jeden pod opiekę, by wszystko nie było na mojej głowie. W pierwszym roku mojej bytności w redakci, grafikiem był wspomniany br. Jakub Lato, rok później był nim br. Patryk Madejczyk, obecnie jest nim br. Daniel Śliwiński z kursu drugiego.

B.E.: Skoro redaktor jest „mózgiem operacji” to czy osoba sprawująca te funkcję musi mieć jakieś specjalne predyspozycje?

P.S.: Ideałem byłoby, specjalne przygotowanie pod kątem redaktorskim każdego kto miałby pełnić tę funkcję. Wspomniałem, że ja nie mam specjalnego przygotowania. Uważam jednak za ważne, by podejść z zaangażowaniem do tego co ma się aktualnie do zrobienia. Jeśli jest to gazeta „Nasze Życie” to trzeba odpowiedzieć sobie na pytania: kto jest jej odbiorcą i co chcemy przekazać? Naszym zadaniem jest głownie głosić Jezusa i to musi być rdzeniem całej gazety. Ponieważ wśród gazet seminaryjnych nakład nasz, zwłaszca wakacyjny (10 tyś.) jest największy, możemy na wzór św. Maksymiliana docierać do dużej liczby osób. Dlatego każdorazowy redaktor naczelny może być pewny, że Bóg doda sił i pobłogosławi takie dzieło, mimo ludzkich ograniczeń.

B.E.: Masz jakieś radości z tytułu piastowanego urzędu oprócz własnej redakcji z komputerem?

P.S.: Małe sprostowanie: to nie jest mój komputer ani pomieszczenie one są wspólne (śmiech). Choć w czasie intensywnego pisania pracy magisterskiej jest on nieocenionym udogodnieniem. Mam jednak szczególnym satysfakcję, że przez te trzy lata mogliśmy wspólnie coś zrobić dla drugiego człowieka, szczególnie w kwestii ewangelizacji. Sam się wiele nauczyłem przez ten czas. Dotarło do mnie, dlaczego św. Maksymilian chciał używać środka jakim jest słowo pisane. To, czego nie byłbym w stanie przekazać tysiącom ludzi, mogłem uczynić przez napisanie jednego czy więcej artykułów. Cieszę się, że udało nam się obrócić prawie o 180 stopni styl czasopisma, sposób jej wydawania, że organizowaliśmy i nadal organizujemy akcje w parafiach, by wychodzić do ludzi z tym konkretnym „Naszym Życiem”. Często towarzyszy nam w tym seminaryjny zespół muzyczny „Pokój i Dobro”.

B.E.: Mówiłeś o tym, że „Nasze Życie” jest dobrym narzędziem ewangelizacyjnym. Czy zatem czytelnicy nadsyłają jakieś świadectwa o swoim nawróceniu?

P.S.: Rozpoczynając pracę w redakcji chciałem utworzyć osobny dział, przeznaczony dla czytelników. Na wzór bratniego dwumiesięcznika „Posłaniec Świętego Antoniego” redagowanego przez o. Paulina Sotowskiego. Jak na razie nie udało się nam tego pomysłu zrealizować, może być to wyzwanie dla nowego redaktora naczelnego. Nasza korespondencja z czytelnikami jest dość uboga. Często jednak pojawiają się zdania o jakości czasopisma i są one jak najbardziej pozytywne.

B.E.: Czyli można powiedzieć, że jesteś takim Kazimierzem Wielkim tego czasopisma, bo zastałeś je czarnobiałe,  a zostawiasz kolorowe (śmiech). Które chwile wspominasz z uśmiechem, a wydarzyły się przy okazji tworzenia czasopisma?

P.S.: Nie było numeru, żebyśmy go wydali bez jakichkolwiek kłopotów. Może jest to potwierdzeniem, że jest w tym palec Boży. Natomiast problemy bywały bądź ze stroną techniczną, bądź artykuły nie docierały na czas. Szczególnie pamiętam numer 102, który składaliśmy nocą: ja się położyłem 5:00 rano, natomiast ówczesny grafik br. Jakub o 6:00, kiedy bracia wstawali na modlitwy. Są to chwile radosne, choć kosztują one nieraz trochę nerwów. Spotkania redakcyjne, podczas których kształtują się tematy artykułów czy tworzą się plany działania, odbywają się w szeroko pojętej atmosferze radości franciszkańskiej, ze szczególnym uwzględnieniem „radosnej twórczości franciszkańskiej” i wspólnotowego rozeznania. Oczywiście redaktor ma głos ostateczny (śmiech).

B.E.: A temat numeru? Powstaje podczas tychże spotkań?

P.S.:  Muszę przyznać, że przez te trzy lata, każdy z ośmiu tematów – bo tyle numerów wyszło za mojej kadencji – uznaję za natchnienie Boże. Pomysły bowiem pojawiają się z nienacka czasami na wykładzie lub w innym miejscu.

B.E.: Czy czasopismo ma szczególnego patrona?

P.S.: Nie ma. Co roku jednak dostaje nowego patrona w ramach tradycyjnego w naszym Zakonie losowania patronów na dany rok, które to losowanie odbywa się 6 stycznia. Staram się jednak prosić Pana Boga, aby był obecny podczas powstawania „Naszego Życia”, by pokierował działaniami całej redakcji i by na pierwszym miejscu był człowiek, a nie gazeta sam w sobie. Aspekt materialny też ma nie być w centrum, choć nie sposób go pominąć. Raz w miesiącu w intencji redakcji i czytelników sprawowana jest Msza święta.

B.E.: Podsumowanie, przesłanie końcowe?

P.S.: (po dłuższym zastanowieniu, przemodleniu i chwili refleksji redaktor rzekł) Przede wszystkim chciałbym podziękować tym braciom, którzy przez te trzy lata dzielnie współtworzyli „Nasze Życie”. Wszystkim grafikom: Jakubowi, Patrykowi, bo oni mieli najwięcej pracy do wykonania i wykonywali ją świetnie. Obecnym współpracownikom także dziękuję, bo są to naprawdę konkretni ludzie dzięki czemu gazeta nie jest zrzucona na jakiś margines całości życia seminaryjnego. Podziękowanie kieruję też do ojców opiekunów tego czasopisma, a więc do o. Andrzeja Zalewskiego i o. Piotra Sielużyckiego.

Bardzo chciałbym aby gazeta dalej się rozwijała i aby nie bano się wprowadzać nowych pomysłów. Jak chodźby ten ostatni aby ją wydawać w języku białoruskim. Czas pokaże co uda się z tego zrealizować. Chciałbym także, aby tytuł „Nasze Życie” oznaczał tylko tego, że za każdą strona kryją się informacje o życiu seminaryjnym. Powinniśmy być otwarci na ludzi, jako że prawdziwym pasterzom przecież nie są obojętne troski ich owiec. Nasze życie to również wasze życie.

Na koniec bardzo dziękuję naszym Dobrodziejom i Czytelnikom.

B.E.:  Dziękuję za rozmowę.

 

Artykuł pochodzi ze 109 numeru Naszego Życia.