Czas szybko płynie. W naszych kościołach, na wieńcach adwentowych palą się już 4 świece. Za tydzień mniej więcej o tej porze przy naszych świątecznych stołach będzie rozbrzmiewać prawie sakramentalne: „Święta, Święta i po Świętach”. Uwaga – ostrzegamy już dziś żeby nie było potem zdziwienia, że Święta przyszły i przeszły niepostrzeżenie: nie pozwólmy sobie, nam samym, odebrać wartości i nastroju Świąt Bożego Narodzenia.
Adwent w tym roku i tak był długi, najdłuższy z możliwych. W naszych franciszkańskich brewiarzach wyczerpaliśmy wszystkie formularze przewidziane na Adwent. Od siedemnastego grudnia weszliśmy w ostatni tydzień tego okresu. Ten tydzień ma nas bezpośrednio przygotować do Bożego Narodzenia. Roraty teraz są wymowne jak nigdy, czytania mszalne opowiadają nam o zaplanowaniu Ciąży Maryi przez Pana Boga (jedynym godziwym planowaniu dostępnym ludzkości) już w Pismach Proroków, nawet pogoda sprzyja wchodzeniu w atmosferę Świąt. Przyłóżmy się szczególnie do przygotowań – nie rezygnujmy z tego, co zewnętrzne w przyszłym świętowaniu, ale odziejmy to w nadzwyczajność. Tegoroczne Święta niech będą okazją na spojrzenie na naszą zwykłość z niezwykłej perspektywy Bożego zaplanowania. Ucieszmy się świadomością, że nasze życie zajmuje ważne miejsce w Bożych planach. Jeśli ktoś w to nie wierzy, niech pójdzie 25 grudnia do kościelnego żłóbka z figurką małego Dzieciątka i Mu wykrzyczy pretensje, że się nim nie interesuje… jeśli zdoła.