Słucham dzisiaj słowa Bożego i pytam sam siebie o to, co jest z moją wiarą, moją nadzieją? To słowo jest piękne, ale bolesne, bo prawdziwe. Kto mógłby powiedzieć, że św. Paweł nie mówi dzisiaj o nim? Jego bogiem brzuch, dążenia przyziemne, chwała w tym, czego trzeba się wstydzić… ? Cały ja, cały Ty.
…Bóg, poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: «Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić»; potem dodał: «Tak liczne będzie twoje potomstwo». Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę…
Zacznijmy inaczej. Wiemy, że Abram (Abraham) został powołany przez Boga w Charanie. Natomiast w dzisiejszym pierwszym czytaniu sam Bóg mówi, że „wywiódł go [Abrahama] z Ur Chaldejskiego”. To jak? Bóg się przejęzyczył, pomylił nazwy a może redaktor Księgi Rodzaju coś źle tu zapisał? Oczywiście, że nie!
…Ja jestem Pan, który ciebie wywiodłem z Ur chaldejskiego, aby ci dać ten oto kraj na własność…
(P)odpowiedź możemy znaleźć w Księdze Jeremiasza. Tam, na samym początku Bóg powołując Jeremiasza zwraca się do niego takimi słowami: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię” (Jr 1, 5). Bóg znał go [Jeremiasza] od zawsze mimo, że Jeremiasz usłyszał Go dopiero później. Bóg chce zapewnić Jeremiasza o tym zanim pośle go z misją.
…Wtedy to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem…
Podobnie jest u Abrama. Bóg chce mu pokazać, że nie wszedł w jego życie dopiero w Charanie kiedy to Abram usłyszał już bezpośrednio Jego głos i wezwanie. Bóg był obecny w jego życiu od początku. Od samego początku. Działał w jego życiu nawet kiedy Abram nie był tego świadomy. Dzisiaj Bóg chce przekonać o tym Abrama. Dzisiaj Bóg chce przekonać o tym każdego i każdą z nas.
Co jeszcze robi Bóg? Poleca Abramowi wyjść z namiotu, spojrzeć na niebo i policzyć gwiazdy. To niemożliwe! Jak można policzyć gwiazdy? Ale to nie wszystko. Mówi jeszcze, że właśnie takie będzie jego potomstwo! Bóg wyprowadza Abrama z namiotu i daje mu to polecenie, by Abram doświadczył czegoś niemożliwego dla niego, by doświadczył potęgi, mocy, nieskończoności całego kosmosu i w tym kontekście zrozumiał ogrom Bożej obietnicy, jej moc i to, że takie jest jego powołanie, że do tak wielkich rzeczy zaprasza go Bóg. Jak reaguje Abram? Wierzy! I to jest klucz. Uwierzył. Dlatego mógł pójść za tą obietnicą i dlatego ta obietnica stanie się jego drogą.
…Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić…
To samo dzieje się na Górze Przemienienia. Jezus zabiera ze sobą uczniów, którym pozwala zobaczyć w Nim już nie tylko człowieka, ale Boga. Pokazuje im prawdę o sobie. Pokazuje im swoją Boską naturę. Do tego też zaprasza i powołuje każdego człowieka, każdego z nas. Objawia swoją Boską naturę, aby i uczniom i nam wszystkim żyjącym dzisiaj dać pewność wypełnienia obietnicy. Pewność jakiej pragnął dla siebie także Abram. W tym wydarzeniu zostajemy u-pewnieni, za-pewnieni o tym, co nam zostało obiecane, do czego zostaliśmy powołani w Chrystusie. To doświadczenie ma także pomóc nam przejść przez drogę, która tam prowadzi – przez drogę krzyża.
…A z obłoku odezwał się głos: «To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!» W chwili gdy odezwał się ten głos, okazało się, że Jezus jest sam…
A czy Abram w pewien sposób nie wymusił na Bogu zawarcie Przymierza? Bóg przecież polecił mu tylko „wybrać” dla Niego konkretne zwierzęta, ale nie polecił ich przecinać. To „przecięcie” było jasnym znakiem i obrzędem zawarcia przymierza w tamtych czasach. Abram jednak przerąbał wszystkie zwierzęta (z wyjątkiem synogarlicy i gołębicy). A potem czekał. Bóg się nie zjawiał, milczał a czas mijał. Robiło się ciemno, zlatywały się drapieżne ptaki. W końcu Abram się przestraszył, napełnił lękiem, zapadł w głęboki sen, ogarnęła go ciemność. Bo jak to? Bóg go zostawił? Opuścił? Może mu się to wszystko wydawało. I właśnie wtedy, w tej największej ciemności przyszedł do niego Bóg i w tej ciemności wiary zawarł z nim Przymierze, które stało się pieczęcią potwierdzającą obietnicę. Stało się to dla niego światłem.
…Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała – w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne…
W kontekście tych wszystkich wydarzeń św. Paweł ma nam jednak sporo do zarzucenia. Zarzuca to nam, bo to my dzisiaj stajemy się jego adresatami. A zarzuca to, że nie wierzymy w obietnice Boga. Abram otrzymał obietnicę ziemi. Wtedy była to ziemia Kanaan, ziemia geograficzna. I Abram uwierzył. Ale my w Chrystusie otrzymaliśmy przecież o wiele większą obietnicę. Zostało nam obiecane wieczne życie, uczestnictwo w naturze Boga, Królestwo Boże, Niebieskie Jeruzalem, Ziemia Święta, która nie jest już ziemią geograficzną. A my…?
…nasza ojczyzna jest w niebie…
Jaka jest nasza odpowiedź? Czy wyczekujemy Zbawcy? Czy ta obietnica, to widzenie chwały Jezusa, poznanie prawdy, że Bóg jest w naszym życiu od samego jego początku uzdalnia nas do cierpliwego, synowskiego wejścia w tajemnicę krzyża? Nie ma innej drogi, innej bramy, innej prawdy. Ten, który nas prowadzi do prawdziwego życia przeszedł właśnie tą drogą i tylko tak możemy dojść tam razem z Nim, za Nim.