IV Niedziela Wielkiego Postu

Zwana inaczej Laetare (łac. raduj się!).

Dzisiejsza liturgia słowa Bożego wprowadza nas w samo źródło nowego życia. Tym źródłem jest pojednanie nas z Bogiem. Jednak nasze życie zewnętrznie jest przecież wciąż takie samo. To, co się zmienia? To nie nowy dom, nie nowe auto, nie nowa fryzura, ale to zupełnie nowa jakość życia, nowe życie. Pojednanie z Bogiem – każdego z nas, osobiście – to nowe stworzenie każdego z nas. Rodzimy się na nowo, bo już bez długu grzechów. Nadal grzeszni, ale już pojednani.

Dostęp do tego bogactwa daje nam Pascha. Ta Pascha, o której czytamy w Starym Testamencie była jedynie zapowiedzią, proroctwem prawdziwej Paschy, którą stał się dla nas Jezus Chrystus. Jego Pascha to Jego śmierć i zmartwychwstanie. Za każdy razem kiedy uczestniczymy w sposób pełny w Eucharystii, jesteśmy nie tylko świadkami, ale już uczestnikami Paschy Jezusa. Stajemy się przez to nowym stworzeniem.

Czy jednak mogę wrócić do Boga po tylu upadkach, grzechach i po tylu latach nieobecności przy Nim? Oczywiście, że tak! Muszę tylko uznać swój grzech, przyznać się do tego, że popełniłem błąd odchodząc z domu Ojca. I tylko świadomość, że mam dom, mam Ojca do którego mogę wrócić, który czeka tylko na to, aż wrócę, aby na nowo wprowadzić mnie do domu i pragnienie, by tam pójść może mnie uratować.

Syn, który odszedł z domu Ojca, syn marnotrawny, gdyby nie wrócił, nie przyszedł z powrotem do Ojca to nie doświadczyłby Jego miłosierdzia. Nie przekonałby się o tym, że Ojciec naprawdę go kocha i mu wybacza. Wtedy umarłby z głodu, z dala od domu i byłaby to jedynie konsekwencja jego wyboru a nie braku miłości Ojca. Tym jest prawdziwe miłosierdzie – trzeba wrócić, podjąć trud powrotu, aby go doświadczyć. I to właśnie nędza i głód, którego doświadczył syn sprawiły, że wrócił. Bez tego powrotu sami narażamy się na śmierć.

To nie tylko syn cierpi, ale i Ojciec. Dlaczego? Bo mimo, że kochał swoich synów tak samo to tak samo obydwoje nie rozpoznali tej miłości, nie przyjęli jej, nie odpowiedzieli miłością na miłość. Młodszy syn odszedł z domu fizycznie. Starszy, chociaż został w domu i pracował za dwóch to sercem odszedł już dawno. Nie wystarczy być przy kimś fizycznie. Nasze życie, nasze powołanie, nasza natura domaga się miłości. Nasz Bóg zasługuje na miłość! Bóg jest miłością a nic nie boli bardziej niż zraniona miłość.