W najnowszym numerze Naszego Życia możecie znaleźć między innymi rozmowę z o. Wiesławem Pyzio, prowincjałem franciszkanów prowincji Matki Bożej Niepokalanej o powołaniu człowieka do świętości, życia dla Boga, dla innych, którzy są w Kościele bądź nadal za jego murami.
1.Czy zakon jest ucieczką od życia?
Od razu odpowiadam: NIE. „Zakon”, czyli życie zakonne, życie poświęcone Panu Bogu, nie jest ucieczką od życia. Wręcz przeciwnie, jest drogą do pełni życia, drogą do pięknego i szczęśliwego życia. Owszem, dziś, ale także i w przeszłości, życie zakonne budziło i budzi zdziwienie i często podlega krytyce. Te słowa krytyki docierają do nas: ucieczka od świata i jego problemów, skutek frustracji życiowej, wygodnictwo i samolubstwo duchowe wynikające z troski o zapewnienie sobie wygodnego miejsca. A więc powtórzę jeszcze raz: życie zakonne nie jest ucieczką od życia.
Pozwolę sobie w tym miejscu na rozwinięcie trochę tego tematu, jak również zechcę zdefiniować czym jest, bynajmniej dla mnie, życie zakonne, jak je postrzegam. Myślę, że te dopowiedzenia będą umotywowaniem mojej odpowiedzi na zadane mi pytanie. Na szczęście nie ucieczka i inne sprawy, o których mówiłem wcześniej, leżą u podstaw życia zakonnego. Myślę, że na właściwe źródło, z którego pochodzi życie zakonne naprowadzić mogą słowa św. Szczepana: „Widzę niebo otwarte i Syna Człowieczego siedzącego po prawicy Boga”. Życie zakonne więc rodzi się z DARU głębszego widzenia rzeczywistości, z dostrzeżenia wartości dla innych niedostrzegalnych. To głębsze widzenie niewątpliwie jest darem Boga, czyli łaską. Dlatego mówimy, że kto ten dar otrzymał, otrzymał również powołanie do życia zakonnego. A więc życie zakonne jest darem.
Dość często w ślubach zakonnych spostrzega się jedynie wyrzeczenie: dóbr doczesnych, świata, radości życia małżeńsko-rodzinnego, wolności… A to przecież nie jedyna i najważniejsza strona życia zakonnego. To jedynie negatyw. Przecież nie wyrzeczenie, pozbawienie, porzucenie stanowi o sensie życia zakonnego. Sensem jest to, co chce się przez nie osiągnąć. Tym Czymś jest według określenia samego Jezusa – Królestwo niebieskie, sam Bóg. To, co nazywamy wyrzeczeniem, to jedynie czynienie miejsca dla Boga. Dlatego też dzisiaj odstępuje się od tradycyjnej nazwy ślubów, nazywając je Darami. A od darów się nie ucieka, bynajmniej od tak wielkiego i pięknego. Nie, życie zakonne nie jest ucieczką od życia.
2. Jak można pomóc osobom, które pragną poznać swoje powołanie?
Jak pomóc? Myślę, że pomoc osobie w rozpoznaniu powołania można podzielić na dwa wymiary: jeden to „pomóc sobie”, a drugi to pomoc osób zewnętrznych. Jeśli chodzi o „pomóc sobie” to jest nim osobista modlitwa przed Bogiem o światło w wyborze drogi życiowej. Coś na wzór św. Franciszka „Panie co chcesz, abym czynił”. Wsłuchiwanie się w Słowo Boże jest niezawodną pomocą w słyszeniu głosu Pana, który przecież mówi (np. historia Samuela). Jeśli chodzi o pomoc osób zewnętrznych to myślę, że istnieje wiele sposobów, na które można pomóc osobom, które rozpoznają swoje powołanie. Pierwszym i najważniejszym jest oczywiście modlitwa w intencji tej osoby o właściwe rozpoznanie drogi życiowej. Nie mówię tego sloganowo. Głęboko w to wierzę. Historia i doświadczenie potwierdzają. Wielką pomocą jest tu modlitwa rodziców, rodzeństwa, przyjaciół, w parafiach i inne. Innym sposobem jest świadectwo osób powołanych. Mam na myśli podwójne świadectwo: pierwsze to słowne, polegające na opowiadaniu o procesie rozpoznawania własnego powołania osoby/osób, która/które już żyje/żyją powołaniem. Drugi to zwyczajne świadectwo życia, autentyczność w codzienności. Często jesteśmy zachwyceni postawą niektórych osób i właśnie ten zachwyt jest wielką pomocą w refleksji nad powołaniem. Kolejnym sposobem jest uczestnictwo w zorganizowanych rekolekcjach powołaniowych różnego typu, spotkań w czasie ich trwania z osobami, które mogą pomóc w tej kwestii. Osoby te, jak też same rekolekcje powołaniowe, nie są rekrutacją, ale pomagają danej osobie w tej delikatnej fazie życia. Jeszcze innym, wypraktykowanym sposobem, jest posiadanie osobistego spowiednika i ojca duchownego, który jest bardzo pomocny w procesie rozpoznawania powołania. Zapewne istnieje jeszcze wiele innych sposobów, ale te wyliczone wcześniej, wydają mi się podstawowymi.
3. Skąd pomysł o zakonie? O franciszkanach?
Dziś, gdy myślę o moim powołaniu, to pojawiło się ono wcześnie. Jeszcze w dzieciństwie pojawiał się „ten niepokojący głos”, który później rozpoznałem jako głos Boga. Nie od razu myślałem o zakonie. Do wstąpienia do zakonu przyczyniły się dwa wydarzenia. Pierwsze to zafascynowanie się św. Maksymilianem, który mnie urzekł. Drugie to spotkanie z pewnym franciszkaninem.
4. Na koniec, jakie dziś stoją wyzwania Kościoła co do powołań?
Wyzwania… Odpowiem w kilku zdaniach, o najważniejszych wyzwaniach. Z całą pewnością nie będą to wyczerpujące odpowiedzi, zwrócę uwagę tylko na kilka elementów. Jeśli Kościół rozumiemy jako wspólnotę wiernych, to zapewne wielkim wyzwaniem jest świadectwo wiary jego członków. To dzięki postawie autentycznej wiary rodzą się powołania. Duże znaczenie ma również świadectwo wiary i autentycznego przeżywania powołania tzw. ludzi Kościoła. Kolejnym wyzwaniem jest fakt, że „nie można czekać na powołania”. Należy też o nie się modlić. Jeszcze innym wyzwaniem co do powołań w Kościele jest zdanie sobie sprawy o ważności rodziny i jej odpowiedzialności za powołania. Jeśli chodzi o Kościół jako instytucję, to zapewne muszą być stosowne struktury i osoby przygotowane do posługi w procesie właściwego rozpoznawania powołania.