Przepraszam Boże, nie wiedziałem…

Przepraszam Boże, nie wiedziałem…
br. Piotr Socha

Żaden zawodowy kierowca odpowiadając na pytanie dlaczego wybrał ten zawód nie powie, że kocha ten konkretny samochód lecz, że to pasja samego prowadzenia – to wręcz powołanie. Podobnie ma się rzecz z Kościołem. Przynależność do Niego to nie łączność z budynkiem, który jest nieopodal, z własną parafią czy diecezją. Trzeba sięgnąć dalej, aż po samą górę trzeba zapytać o tego kto Kościół powołał do istnienia  – trzeba zapytać o Boga.

Jego wizja jest kluczowa by odpowiedzieć na palące pytania obecnych czasów: po co istnieje Kościół?, Jakimi rządzi się prawami? Dlaczego nie wstydzi się swej grzeszności? Czy Bóg w ogóle się nim interesuje, czy może zostawił go we władaniu księży? Usiądźcie wygodnie w fotelu i posłuchajcie historii pewnego Amerykanina – Mackenzie, który spędził weekend z Bogiem w opuszczonej chacie w środku lasu. Być może ta opowieść zmieni wasz obraz Boga.

Mack czuł, że to wszystko zaczyna przerastać jego zdolność rozumienia. Miał mętlik w głowie. Rozmyślając, wyjrzał przez okno na dziki ogród. – Wiedziałaś, że przyjadę, tak? – zapytał cicho. – Oczywiście, że tak. – Znowu był czymś zajęty. Stał plecami do niego. – Więc nie mogłem się nie zjawić? Nie miałem wyboru w tej kwestii? Bóg odwrócił się do niego: – Dobre pytanie. Jak bardzo chcesz się zagłębić w tę kwestię? – Nie czekał na odpowiedź, bo wiedział, że Mack jej nie zna. – Wierzysz, że w każdej chwili możesz stąd odjechać? – Chyba tak. A mogę? – Oczywiście, że tak! Nie zależy mi na więźniach. Możesz choćby teraz wyjść przez te drzwi i wrócić do swojego pustego domu. Wiem, że jesteś zbyt zaciekawiony, żeby odejść, ale to nie odbiera ci swobody wyboru.

– A jeśli chcesz głębszej analizy, moglibyśmy porozmawiać o naturze samej wolności. Czy wolność oznacza, że możesz robić, co tylko zechcesz? Albo moglibyśmy pogadać o tym, co cię w życiu ogranicza i nie pozwala na całkowitą niezależność. O dziedzictwie genetycznym, o twoim specyficznym DNA, o szczególnym metabolizmie, procesach kwantowych zachodzących na poziome subatomowym, gdzie jestem jedynym obserwatorem. Albo o chorobie duszy, która utrudnia ci życie i cię pęta, o wpływie środowiska, o nawykach, które wyżłobiły ścieżki w twoim mózgu, tworząc określone połączenia synaptyczne. I jest jeszcze reklama, propaganda, paradygmaty. Czy w tym nagromadzeniu złożonych czynników naprawdę istnieje wolność? Mack milczał, kompletnie zagubiony. – Tylko ja mogę cię uwolnić, Mackenzie. Wolności nie da się wymusić. – Nie rozumiem. Nawet tego, co właśnie powiedziałeś. Bóg odwrócił się do niego i uśmiechnął. -Wiem. Nie powiedziałam tego, żebyś od razu zrozumiał. Przyjdzie na to czas. Teraz jeszcze nie pojmujesz, że wolność to stopniowy proces.  – Mackenzie, prawda cię wyzwoli, a ta prawda ma imię. On jest wszystkim, a wolność to proces, który zachodzi w relacji z nim. I wtedy znajdują ujście uczucia, które się w tobie kłębią. – Skąd możesz wiedzieć, co czuję? – zapytał Mack. Bóg nie odpowiedział, tylko popatrzył na ich ręce. Mack poszedł za Jego wzrokiem i po raz pierwszy zauważył blizny na nadgarstkach, takie jak te, które zapewne miał Jezus, ślady po głębokich ranach. Pozwolił mu dotknąć ich, a kiedy Mack w końcu podniósł wzrok, zobaczył, że po Jego twarzy spływają łzy. – Nie myśl, że to, co postanowił zrobić mój Syn, nie kosztowało nas drogo – rzekł Bóg cicho i łagodnie. – Miłość zawsze zostawia wyraźny ślad. Byliśmy tam razem. – Na krzyżu? – zdziwił się Mack. – Zaczekaj, myślałem, że go zostawiłeś… no wiesz… „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. – To był fragment Pisma, który często prześladował Macka w czasie depresji. – Źle rozumiałeś kryjącą się w tych słowach tajemnicę. Niezależnie od tego, co Jezus czuł w tamtym momencie, nigdy go nie opuściłem. – Jak możesz tak mówić? Porzuciłeś go, tak jak mnie! – Mackenzie, nigdy go nie porzuciłem. I ciebie też nie. – To nie ma dla mnie sensu – burknął Mack. – Wiem, że nie ma, przynajmniej na razie. Ale zastanów się, czy dostrzegając tylko swój ból, nie tracisz mnie wtedy z oczu? – Nie zapomnij, że ta historia nie zakończyła się poczuciem opuszczenia. Jezus przetrwał ją, oddając się całkowicie w moje ręce. Och, co to była za chwila! – To nie może być prawda! – stwierdził  Mackenzie. – Nie jestem taki jak ty, Mack, odparł Bóg. To nie była upokarzająca uwaga, tylko proste stwierdzenie faktu. Ale Mack odebrał je tak, jakby został oblany kubłem zimnej wody. – Jestem Bogiem. Jestem, kim jestem. Problem polega na tym, że ludzie starają się zrozumieć, kim jestem, biorąc najlepszą wersję samych siebie, podnosząc ją do n-tej potęgi, dodając całą dobroć, jaką potrafią sobie wyobrazić, czyli często niewiele, a uzyskany wynik tych operacji nazywają Bogiem. I choć ich wysiłki mogą się wydawać szlachetne, w rzeczywistości są daremne, a ich rezultat całkowicie chybiony. Nie jestem lepszą wersją ciebie, tylko czymś więcej, czego twój umysł nawet nie ogarnia. – Stworzyliśmy was, żebyście uczestniczyli w tym szczęściu. Jednak Adam zdecydował się żyć po swojemu, co zresztą przewidzieliśmy, i powstał bałagan. Ale zamiast zetrzeć z powierzchni Ziemi całe Stworzenie, zakasaliśmy rękawy, żeby posprzątać. Właśnie to zrobiliśmy poprzez ofiarę Jezusa. – To, że nie potrafisz pojąć cudu mojej natury, jest raczej pozytywne. Kto chciałby wielbić Boga, którego bez trudu można zrozumieć, co? – Mniejsza o to. Oto, co jest ważne: gdybym był po prostu Jedynym Bogiem i tylko Jedną Osobą, zabrakłoby w Stworzeniu czegoś cudownego, wręcz podstawowego i istotnego – miłości. – Rozumiesz, że gdybym nie miał obiektu uczuć albo, ściślej mówiąc, kogoś do kochania, gdybym nie miał w sobie takiej więzi, w ogóle nie byłabym zdolna do miłości? Miałbyś Boga, który nie potrafi kochać. Albo jeszcze gorzej, miałbyś Boga, który potrafi kochać tylko wtedy, gdy postanowi narzucić ograniczenia swojej naturze. Taki Bóg mógłby zapewne działać bez miłości, i to byłoby nieszczęście. Ale to z pewnością nie jestem ja. – Bóg, który istnieje, nie potrafi działać bez miłości! Mack szukał słów, żeby powiedzieć to, co mu leży na sercu. -Tak mi przykro, że ty… że Jezus musiał umrzeć. Bóg obszedł stół i mocno uściskała Macka. – Wiem i dziękuję. Ale powinieneś wiedzieć, że my wcale nie żałujemy. Było warto. Mam rację, synu? Oczywiście! I zrobiłbym to nawet tylko dla Ciebie. Opowiedział Jezus. […] relację miłości Mack zobaczył w momencie, gdy Jezus rozbił miskę z potrawą, którą mieli zjeść na kolację. Widząc jak z radością razem: Ojciec Syn i Duch św. sprzątają, w jego głowie kłębiły się myśli. Więc to był Bóg w relacji z innymi? Piękny i poruszający widok. Nie miało znaczenia, czyja to wina – bałagan, rozbita miska, jedno danie mniej do podziału. Tym, co tutaj naprawdę się liczyło, była miłość, którą tych troje obdarzało siebie nawzajem, i związane z nią poczucie pełni. Mack potrząsnął głową. Jakże inaczej on traktował tych, których kochał! Podczas kolacji powstał problem cierpienia. Mack bowiem niedawno stracił córkę, którą porwał seryjny morderca. Stworzyliśmy was, ludzi, żebyście komunikowali się z nami bezpośrednio, żebyście dołączyli do naszego kręgu miłości. Choć trudno ci to zrozumieć, wszelkie wydarzenia służą właśnie temu celowi, ale bez naruszania wolności wyboru. -Jak możesz tak mówić, kiedy na świecie istnieje tyle bólu, wojen i nieszczęść? – Mackenzie, są miliony powodów, żeby pozwalać na ból, cierpienie i krzywdy, zamiast im zapobiegać – powiedział Bóg łagodnie, ani trochę nieurażony jego oskarżeniem.. – Ale większość nich można zrozumieć tylko w ramach czyjejś osobistej historii. Nie jestem złem. – Widzisz, ludzie skupiają się na rzeczach, które wydają się im dobre, ale w ten sposób nigdy nie znajdą spełnienia ani wolności – wtrącił Duch św. – Są uzależnieni od władzy albo iluzji bezpieczeństwa, jaką daje władza. Kiedy zdarza się nieszczęście, ci sami ludzie zwracają się przeciwko siłom, którym zaufali. Rozczarowani, albo łagodnieją w stosunku do mnie, albo stają się jeszcze śmielsi w swojej niezależności. Gdybyś tylko mógł zobaczyć, jak to wszystko się skończy i co osiągniemy bez ograniczania ludzkiej woli, wtedy byś zrozumiał. I pewnego dnia zrozumiesz. Mack oburzony krzyczał, że cel nie uświęca środków, że on nie znajduje żadnego ostatecznego celu, który usprawiedliwiałby takie postępowanie Boga. Na co usłyszał odpowiedź: – My nie usprawiedliwiamy. My zbawiamy. – Mack, to, że z niewyobrażalnych tragedii potrafię wydobyć dobro, nie oznacza, że je reżyseruję. Nie waż się myśleć, że kiedy wykorzystuję jakąś sytuację, sam do niej doprowadziłem albo że jej potrzebowałem, by osiągnąć swoje cele. Rozumując w taki sposób, dojdziesz do fałszywych wniosków na mój temat. Łaska nie zależy od cierpienia, ale tam, gdzie jest cierpienie, znajdziesz łaskę pod różną postacią. Mackenzie poruszał z Bogiem jeszcze wiele kwestii. Otrzymywał różne odpowiedzi, niektóre go zdumiały inne rozświetlały drogę życia, jak chociażby to, że poczucie winy nigdy nie pomoże mu znaleźć wolności w Bogu, że ludzie nie wiedzą, przed jakimi okropieństwami uratował Bóg świat, bo nie widzą tego, co się nie wydarzyło. Wszelkie zło płynie z niezależności, a niezależność to wasz wybór. Najpierw jej żądacie, a potem się skarżycie, że kocham was na tyle żeby wam ją dać. Gdybym tak po prostu mógł odwołać wszystkie wasze decyzje, świat, który znasz, przestałby istnieć, a miłość straciłaby znaczenie. Ziemia nie jest placem zabaw, na którym chronię swoje dzieci przed złem. Zło jest znakiem tych czasów i chaosem, do którego sami doprowadziliście, ale nie będzie miało ostatniego słowa. Teraz dotyka wszystkich, których kocham, zarówno tych, którzy we mnie wierzą, jak i tych, którzy nie wierzą. Gdy Mack musiał zmierzyć się z przebaczeniem mordercy swojej córki Bóg zwrócił się do niego w słowach: -Wybaczenie nie oznacza nawiązania stosunków z tym człowiekiem. W Jezusie wybaczyłem wszystkim ludziom ich grzechy przeciwko mnie, ale tylko niektórzy wybierają relację ze mną. Gniew jest właściwą reakcją na krzywdę, ale nie może zawładnąć nad mocą przebaczenia, którą masz w sobie od Jezusa. Zdejmij ręce z jego szyi bym mógł go zbawić.

            Jaki jest kontekst całej tej historii, skąd się wzięła i jakie miała zakończenie? Przeczytać możecie w znakomitej książce Williama Younga, pt. „Chata”. Tu przytoczyłem tylko fragmenty, które zdejmują z Boga maski, za którymi ukryli go wszyscy, dla których Kościół jest starą, rozpadającą się chatą, gdzie Boga już dawno nie ma. Drogi czytelniku jeśli czujesz niedosyt tego co przeczytałeś sięgnij po tę wspaniała lekturę – byś nigdy nie powiedział: „Ja nie wiedziałem…”.

Artykuł pochodzi ze 109 numeru Naszego Życia.