Raport nowości
br. Rafał Antoszczuk
Henryk Sienkiewicz w księdze pamiątkowej katedry płockiej napisał niezwykłe zdanie, którym określił czym jest Kościół. Pisze: „Kościół jest strażnikiem przeszłości, piastunem teraźniejszości i drogowskazem przyszłości”.
Mieszanie się do polityki, „skok na kasę”, obrona symboli religijnych, homoseksualizm to tylko niektóre problemy codziennej rzeczywistości Kościoła z jaką się zmaga. Właśnie na te i inne tematy wypowiada się J.E. Ks. Abp Józef Michalik, Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w wywiadzie-książce Grzegorza Górnego i Tomasza Terlikowskiego „Raport o stanie wiary w Polsce”. Dzięki wypowiedziom hierarchy śmiało można dojść do wniosku, że Kościół to nie jest sztywna i skostniała instytucja o nieludzkiej twarzy, ale wspólnota, która nie jest pozbawiona swoich praw i obowiązków. Często Kościół spychamy tylko do poziomu instytucji dobroczynnej, która ma za zadanie doprowadzić ludzi, siedzących w wygodnych fotelach, do portu zbawienia. A tymczasem potrzebna jest współpraca i wzajemne wymaganie od siebie jasnych i konkretnych zasad. Przytoczone tutaj treści książki powinny być zachętą dla naszych Czytelników do głębszej jej lektury.
Jednym z najczęściej powracających zarzutów wobec Kościoła jest to, że miesza się on do polityki. Właśnie, czy Kościół powinien wtrącać się w sprawy polityczne?
Na początku należałoby sobie odpowiedzieć na to pytanie, czym jest polityka. Otóż polityka jest to rozumna troska o dobro wspólne, jest to służba człowiekowi w społeczeństwie przez porządkowanie otaczającej go rzeczywistości. Nikt z obywateli, także ludzie wierzący, nie może być wyeliminowany z tych starań na rzecz ogółu. Również chrześcijanie mają pełne prawo do wpływania na rzeczywistość polityczną państwa. Posługiwanie się hasłami, że Kościół powinien trzymać się z daleka od polityki, a zajmować tylko modlitwą i akcją charytatywną, odbieram jako próbę uszczuplenia przysługujących osobom wierzącym praw. Innym nie mniej istotnym powodem, ze względu na który Kościół powinien być obecny w przestrzeni politycznej, jest to, że służy on prawdzie i Bożym przykazaniom. Nie może zatem wycofać się z walki o prawdę czy ze sprzeciwu wobec nieprawości(…)
Ostatnio pojawiają się jednak głosy przeciwników katechezy szkolnej, którzy mówią, że gdy lekcje religii odbywały się w salkach parafialnych, to formacja była głębsza, zaangażowanie mocniejsze, a związek z parafią większy. To mówią nie wrogowie religii, lecz ludzie Kościoła.
Jestem w tej dobrej sytuacji, że pamiętam doskonale z czasów komunistycznych, choćby z okresu pobytu w Gorzowie, jak wyglądało nauczanie religii w salkach katechetycznych, jest mitem, że wtedy było świetnie. Na katechezę w miastach chodziła znikoma część młodzieży. Wśród uczniów szkół zawodowych to było maksimum 20 procent. Nie sposób było objąć katechezą większej liczby młodzieży. Efektem tego jest dzisiejsze średnie pokolenie Polaków, które pozbawione było dostępu do religii i teraz nie ma dostatecznych fundamentów duchowych oraz religijnych – jest to najrzadziej praktykująca grupa wiekowa, często nieposyłająca swoich dzieci na katechezę. Mówi się, że przez katechezę w szkołach nie ma dziś młodzieży w parafiach. Ale ja pamiętam, że zawsze na to narzekano, to był problem także i wtedy. A powód był taki sam jak dziś: nieobecność rodziców w kościele. I wtedy, i teraz rodzice posyłają swoje dzieci na katechezę czy na niedzielną Mszę Świętą, ale sami nie idą. Prowadzi to do tego, że młodzież, gdy tylko może, zaczyna naśladować rodziców. Kluczowym zadaniem jest więc nie tyle uczynienie katechezy ciekawą i inspirującą – choć i nad tym trzeba wciąż pracować – ile przyciągnięcie do Kościoła rodziców, bo to oni przekazują wiarę dzieciom, jeśli nie ma w domu atmosfery wiary, to katecheza spełnia swoją rolę w 20 procentach(…)
Kościół był też bardzo mocno atakowany w mediach za działalność Komisji Majątkowej. Postkomuniści mówili nawet, że Kościół dokonał „skoku na kasę”.
Myślę, że kto jak kto, ale właśnie spadkobiercy partii, która dokonała niegdyś grabieży majątku kościelnego, mają w tej sprawie najmniejsze prawo do występowania w roli arbitrów moralnych. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że do dużej części opinii publicznej nie dotarły podstawowe fakty na ten temat. Otóż Kościół odzyskuje jedynie część z tego, co zostało mu odebrane przez władze komunistyczne, i to odebrane wbrew prawom uchwalonym przez samych komunistów. Po II wojnie światowej komuniści zagrabili masę kościelnego majątku, z czego tylko 10 procent podlega zwrotowi. W tym celu powołana została właśnie Komisja Majątkowa, żeby spróbować przynajmniej w jakimś stopniu za tę grabież zadośćuczynić. Przecież w wielu przypadkach zwrot mienia nie jest możliwy, więc chodzi o rodzaj rekompensaty. Zapewne w tym procesie, jak w każdym działaniu ludzkim, mogły się pojawić jakieś błędy. Ale nie ukrywam też, że trochę się tego spodziewałem. Tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze, zawsze pojawiają się jakieś problemy, interesy, niedopowiedzenia, zarzuty. I dlatego zdecydowałem się, by nie walczyć o odzyskanie zagrabionej przez komunistów własności archidiecezji przemyskiej(…)
Mocno atakowano również symboliczny akt zawieszenia krzyża w Sejmie, a szerzej – obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej. Czy krzyż powinien być obecny w przestrzeni publicznej?
Krzyż jako symbol, widzialny znak, odnosi nas do rzeczywistości świętej. Nikt nie ma prawa zabronić obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej, bo one mają przypominać nam o zobowiązaniach, jakie przyjmujemy. Jeśli człowiek przyjął chrzest, to krzyż go zobowiązuje do pewnych czynów. O tym właśnie ma mówić mu krzyż w parlamencie czy na ulicy. Dla nieochrzczonych natomiast ten krzyż jest przypomnieniem tego, że mogą od nas wierzących domagać się pewnego typu działania relacji, umotywowanego wiarą szacunku wobec nich.
Chrześcijanie ostatnio coraz częściej rezygnują z obrony swoich symboli. Jezusa Chrystusa, którego w jednej ze sztuk przedstawiono jako homoseksualistę, w Wielkiej Brytanii bronili muzułmanie, a nie chrześcijanie.
Choroba niejedno ma imię. Kiedy usuwano bożonarodzeniowe symbole w jednym z miast w Wielkiej Brytanii, to bronili ich tylko żydzi i muzułmanie. Ale ten przykład pokazuje, że w Polsce jest normalniej niż w wielu innych krajach Europy. I z tego możemy być dumni. Zapoczątkowana parę lat temu w Warszawie inicjatywa Orszaku Trzech Króli, organizowanego przez świeckich dla świeckich, jest doskonałym przykładem chrystianizowania przestrzeni publicznej i przypominania Ewangelii w sposób radosny. Takich przedsięwzięć, dzięki Bogu, jest w Polsce znacznie więcej(…)
A co powinien zrobić ojciec, którego syn jest homoseksualistą i chce przyjść na rodzinną Wigilię ze swoim partnerem?
To jest także trudne wyzwanie, bo z jednej strony mamy obowiązek akceptować człowieka, z drugiej strony zaś nie możemy akceptować grzesznych relacji. Dlatego taki ojciec powinien spokojnie porozmawiać i powiedzieć wyraźnie swojemu synowi, co sądzi o jego związku, o jego postępowaniu, spokojnie wytłumaczyć, dlaczego powinien pracować nad sobą i dlaczego najlepszą drogą jest droga wierności sumieniu, czyli czystości. Nie może przecież akceptować stanu nieczystości. Nie oznacza to od razu, że ma nie wpuszczać jego partnera do domu. Powinien jednak jasno okazać swój brak akceptacji dla fizycznej strony tego związku. Dobrze byłoby, gdyby powiedział także temu partnerowi, że niewłaściwie rozwija swoje relacje.
Tak doszliśmy do problemu gejowskiego. Lobby homoseksualne ostatnimi czasy wysuwa coraz to nowe żądania, by zrównać związki jednopłciowe z małżeństwami. Aktywiści gejowscy żalą się, że Kościół jest zbyt mało otwarty na ich postulaty.
Stanowisko Kościoła w tej kwestii, oparte na Piśmie Świętym, jest całkowicie jednoznaczne i nie ma najmniejszych szans, aby kiedykolwiek miało się zmienić. Jak już mówiłem: akceptujemy grzesznika, potępiamy grzech. Czyny homoseksualne są niezgodne z naturą i z prawem Bożym. Nie możemy też milczeć, gdy swoimi działaniami środowiska gejowskie próbują zniszczyć normalne rozumienie małżeństwa i rodziny. Poza tym coraz częściej grupy te próbują dokonać zamachu na wolność słowa czy wolność sumienia, np. gdy próbują ograniczać prawo do krytyki zachowań homoseksualnych lub narzucać ideologiczną cenzurę. Musimy stanowczo bronić wolności i zdrowego rozsądku. Nie możemy się godzić na odwracanie wartości, gdy w imię tolerancji wprowadzana jest nietolerancja.
Co powinna zrobić osoba, która czuje się homoseksualistą, a chce żyć po chrześcijańsku?
To samo, co czyni osoba heteroseksualna, gdy spotyka okazję do grzechu: powinna dążyć do życia w czystości. Każdy zresztą ma taki obowiązek. I to nigdy nie jest łatwe, nawet w małżeństwie. Zawsze pojawiają się pokusy. Można także skorzystać z rozmaitych propozycji terapeutycznych. Są bowiem psychoterapeuci, którzy pomagają osobom o homoseksualnej orientacji w osiągnięciu stanu stabilnej, dającej radość czystości, a nawet stałej dyspozycji do trwałego związku heteroseksualnego. Punktem wyjścia musi być jednak pragnienie bycia z Bogiem i wynikająca z tego chęć odrzucenia grzechu.
Artykuł pochodzi ze 109 numeru Naszego Życia.