Całun Jezusa Chrystusa – Widzialna Ewangelia
Wczasach lekceważenia słowa i ekspansji obrazu, który coraz bardziej we współczesnej kulturze zastępuje słowo, Całunturyński za pomocą obrazu odsłania tajemnice wiary, które głoszone były dotychczas w przeważający sposób słowem. Nie powinno to dziwić jeśli uświadomimy sobie, że Dobra Nowina głoszona była przez Jezusa Chrystusa nie tylko ustami ale również widzialnym znakiem, a sam Zbawiciel mówił o sobie: „Kto mnie zobaczył, zobaczył Ojca” (J14, 9). Dlaczego jednak prawdziwe Oblicze Chrystusa, które widzimy na Całunie, właśnie dzisiaj przemawia do człowieka z niespotykaną wcześniej mocą?
Opatrzność zdaje się wiedzieć najlepiej w jaki sposób trafić do odbiorcy z orędziem zbawienia. Zapewne właśnie dlatego widzialne znaki zbawienia zapisane krwią i zakodowane w obrazie na lnianym płótnie, tyle wieków były utajone, by właśnie ujawnić się na naszych oczach.
Fotografia sprzed dwóch tysięcy lat
Kiedy przez niemal tysiąc dziewięćset lat oglądano obraz na Całunie, nie bardzo było wiadomo z jakim rodzajem obrazu mamy do czynienia. Dlatego między innymi określano go jako nie-ludzką-ręką-uczyniony. Dopiero w 1898 roku odkryto, że obraz z Całunu jest fotograficznym negatywem. Od tego właśnie momentu zaczęto badać go naukowo. Jednak po stu latach badań nauka o tym obrazie dalej mówi podobnym językiem jak czyniono to w czasach starożytnych: „obraz z Całunu jest niemożliwy do wykonania za pomocą ludzkiej ręki”. Mówią o tym wyniki badań sprzed półtora roku, kiedy wykonano doświadczenie polegające na próbie stworzenia za pomocą promieniowania ultrafioletowego wizerunku podobnego do wizerunku z Całunu. Próby stworzenia reprodukcji wizerunku Chrystusa wykazały, że do takiego eksperymentu na całej powierzchni płótna o rozmiarach 4,36 na 1,10 metra należałoby użyć mocy 34 bilionów watów, co przy obecnych możliwościach technicznych ośrodków naukowych nie jest możliwe. Dzisiaj ponad wszelką wątpliwość wiadomo zatem, że Całun jest niemożliwy do podrobienia.
Badając Całun wykazano, że zapisany z fotograficzną dokładnością obraz odzwierciedla postać realnego człowieka poddanego katuszom, dokładnie takim samym jak Jezus Chrystus w opisach Ewangelistów. Ślady argonitu z okolic stóp z Całunu, ślady pyłków roślinnych oraz odkryte w ostatnich latach przez żydowskiego profesora Avinoama Danina negatywowe obrazy roślin wskazują jednoznacznie na fakt, że egzekucja Człowieka z Całunu odbyła się w okolicach Jerozolimy. Z kolei na podstawie obliczeń profesora Bruno Barberisa wiemy dzisiaj, że istnieje tak duże prawdopodobieństwo, że Człowiekiem z Całunu jest Jezus Chrystus, że należy o tym fakcie mówić jako o czymś całkowicie pewnym.
Znaki Zmartwychwstania i… Miłosierdzia
Badania patologów medycyny sądowej wykazały, że na podstawie śladów krwi z Całunu można w precyzyjny sposób odczytać jak dokładnie wyglądała chronologia męki Pańskiej, począwszy od pierwszego uderzenia twarzy Jezusa, kończąc na wylewie krwi z martwego już ciała po jego zdjęciu z krzyża. Najbardziej intrygujący jest fakt, że na powierzchni Całunu widnieją ślady zakrzepłej krwi, które pozostały w nieuszkodzonej formie, tak jakby one dalej przylegały do ciała. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tego zjawiska jest określenie go jako przenikanie ciała Jezusa przez płótno Całunu, co w teologii precyzuje się jednym słowem: Zmartwychwstanie.
Najbardziej znaczący jest jeden ze śladów krwi, ukazujący miejsce skąd wyciekała „krew i woda” po przebiciu boku Chrystusa przez „jednego z żołnierzy” (J 19, 34). To znak, w którym łączą się dwa porządki: naturalny i mistyczny. O pierwszym medycyna mówi, że ów znak nie mógłby zaistnieć gdyby inaczej wyglądał przebieg męki Jezusa, aniżeli opisał to św. Jan Ewangelista – naoczny świadek zdarzenia. Wypłynięcie w pierwszej kolejności tak zwanej krwi opadłej a następnie osocza, co miało miejsce w przypadku potwierdzenia zgonu Jezusa przez rzymskiego żołnierza, jest bowiem następstwem wcześniejszego o kilka godzin biczowania. Z kolei krwisty ślad na Całunie widziany w perspektywie mistycznej wskazuje na prawdę o niekończącym się źródle „wody żywej, tryskającej z nieskończonego Miłosierdzia dla nas, a szczególnie dla biednych grzeszników” (św. Faustyna).
Ludzkie i boskie Serce
Kontemplując znak przebitego boku oraz oblicze Jezusa pełne cichego i pokornego cierpienia wchodzimy w samo serce Tajemnicy Eucharystii, w której spotykamy się z uwielbionym bóstwem Jezusa. Twarz naszego Zbawiciela z Całunu dopiero za ułamek sekundy będzie obliczem przemienionym albo przemieniającym się w twarz bez bólu i cierpienia. Tę ostatnią prawdę ukazuje Chusta z Manoppello, odkryta w naszych czasach jako chusta paschalna oblicza Zmartwychwstałego.
Nie mogę nie podzielić się w tym momencie moim osobistym doświadczeniem, kiedy realizując w Manoppello projekt badawczy mający na celu wyjaśnienie tajemnicy paschalnej Chusty, zawędrowałem do Lanciano, które leży blisko Manoppello. Tam, według miejscowej tradycji ścięty został św. Longinus, ten który włócznią otworzył bok Chrystusowi. Po wiekach, w tym samym miejscu, Opatrzność pozostawia w rękach mnicha sprawującego Eucharystię prawdziwe ludzkie serce, które przeistoczyło się z konsekrowanego chleba. Takim pozostało do dziś. Od pierwszego momentu doświadczenia tego cudu dane mi było poznać niezwykłą delikatność działania Jezusa, który tym sposobem mówi, że w Eucharystii daje nam do zjedzenia prawdziwe ludzkie i boskie Serce. Nie mogę przejść obojętnie wobec daru Serca Jezusa objawiającego się na ołtarzu podczas każdej Eucharystii i zapisanego w postaci znaków-obrazów z Całunu i Manoppello.
Zastanawiające jest, że krew z Lanciano i krew z Całunu turyńskiego jest krwią tożsamą pod względem grupy krwi, co również wykazały badania naukowe. Tak oto, w pozostawionych nam przez Opatrzność materialnych znakach-obrazach, splatają się: porządek naturalny i przemieniający go porządek boski. ■
Tekst: Zbigniew Treppa