Nasze Życie 110 Być świadkiem wiary

Być świadkiem wiary

Z Anną Bojanowską rozmawiają: br. Grzegorz Owsianko i br. Sebastian Lipka

Są w życiu takie chwile, kiedy wydaje nam się, że nasz świat się skończył i nic dobrego już nas nie spotka. Czasem te chwile mogą trwać bardzo długo. Co wtedy zrobić? Czy można odnaleźć wtedy choć odrobinę szczęścia? Można… o wiele więcej. Przekonała nas o tym rozmowa z Anią. 11 Listopada br. gościliśmy w domu Anny Bojanowskiej, poetki, autorki książki pt. „Nie przegrać życia”.

br. Sebastian Lipka: Chcemy Aniu porozmawiać o Tobie, a dokładniej mówiąc, o Twojej wierze. Niesamowite jest to, że nie poznaliśmy się w „tradycyjny” sposób. Najpierw przeczytałem twoją książkę, która  bardzo mi się spodobała i również zainspirowała mnie, a teraz mogę poznać cię osobiście i to jest dla mnie piękne. W swojej książce mówisz o wielu sytuacjach ze swojego życia, od dzieciństwa, aż po czas obecny. Może na początku powiedz nam co teraz aktualnie robisz w życiu?

Anna Bojanowska: Właśnie, udało mi się niedawno wydać tomik wierszy, który nosi tytuł: „Jeśli kochasz”. Jest on podzielony na trzy wzniosłe rozdziały: Duchowość, Miłość i Życie. To wszystko kompletuje się w jedną całość.

br. Grzegorz Owsianko: Będziemy rozmawiać jednak mniej o poezji, a więcej o prozie. Jednak nie o prozie życia, bo to życie, jak patrzę na ciebie Aniu, nie jest tylko szare, ale rzeczywiście twój uśmiech mówi mi, że żyć warto.

S.L. W swojej książce napisałaś takie zdanie: „Pan Bóg względem każdej osoby ma swój plan i pragnie w każdej osobie dokonać swego dzieła”.

A.B. No bo tak jest, jeśli Pan Bóg stworzył świat, stworzył człowieka, to znaczy że go kocha, a jeśli go kocha to pragnie dla niego tego, co dobre, pragnie dla niego zbawienia. Pan Bóg ma względem każdego plan. Bardzo mocno w to wierzę. Sama tego również doświadczyłam, chociaż nie zawsze wszystko w odpowiedniej porze rozumiałam. Dopiero później, z czasem miałam takie światło, że jednak tak jest, że rzeczywiście to jest plan Boży, że Pan Bóg mnie prowadzi w jakimś określonym kierunku. Wszystko jednak zależy od tego, czy będziemy chcieli współpracować z łaską Bożą w tym planie Bożym, a jednocześnie, czy będziemy otwarci na działanie Ducha Świętego i pozwolimy Mu działać w swoim życiu.

S.L. Idąc dalej za twoją myślą, trzeba zauważyć, iż życie, które daje nam Pan Bóg, tak naprawdę nie należy do nas. My możemy sami chcieć nim w jakiś sposób kierować, ale wykorzystamy je w pełni dopiero wtedy gdy Pan Bóg, jeżeli oddamy mu swoje życie, będzie nim kierował. Piszesz dalej tak: „Wszyscy zobowiązani jesteśmy wzrastać w łasce u Boga, ale nigdy stawiać się na Jego miejscu”.

A.B. Oczywiście, bo jeżeli człowiek stawia się na miejscu Pana Boga to wtedy obraca się to przeciw niemu. Potwierdzeniem tego jest wiele wydarzeń z historii. Na przykład patrząc na wodzów, którzy po prostu stawiali się na miejscu Boga i rządzili krajami, a jednocześnie doprowadzali te kraje do wojen, do wyniszczenia a nawet do całkowitego upadku. W życiu również możemy się przekonać o tym, że człowiek często nie liczy się z prawami Bożymi. Dziś szczególnym przejawem ich nieposzanowania jest powszechność aborcji, eutanazji oraz in vitro. Ponadto jest wiele innych sytuacji, w których prawdy Boże, czy przykazania, są dzisiaj przekreślane a słowa człowieka niejednokrotnie są ważniejsze od Pana Boga.

G.O. Człowiek zatem nie powinien stawiać się na miejscu Pana Boga. Powiedzieliśmy, co to znaczy od tej strony negatywnej, czyli wskazaliśmy czego mamy unikać, czego nie robić. Natomiast postarajmy ukazać jeszcze tę drugą stronę. Co byś nam zatem poradziła? Co zrobić, żeby wzrastać w tej łasce? Już wiemy czego mamy unikać, natomiast czy wystarczy, że usiądziemy z założonymi rękami i Pan Bóg tę łaskę będzie nam wlewał, czy mamy podjąć jakiś wysiłek?

A.B. Nic nie przychodzi lekko. Człowiek musi włożyć swój wysiłek. Przede wszystkim myślę, że Pan Bóg daje wiele łask człowiekowi na tej drodze, zwłaszcza poprzez sakramenty czy lekturę Pisma Świętego. Jednocześnie stawia nam na niej również ludzi, przez których przemawia. Myślę, że człowiek po prostu powinien uczyć się i starać się odczytywać znaki Boże. Uważam, że jest to bardzo ważne.

S.L. Mówisz o pięknie swojego życia z Panem Bogiem jako osoba niepełnosprawna. Przecież mogłabyś tak wiele zarzucić Panu Bogu. Powiedzieć, że cię zostawił, że się tobą nie opiekuje, że jest zły, a jednak widzisz w Nim sens i pełnię swojego życia, i to dobro. Co zrobić żeby tak żyć?

A.B. Ja myślę wręcz przeciwnie, że Pan Bóg nie zostawił mnie, tylko jest ze mną. To czuje się tak od wewnątrz. Po prostu kiedy świat nas nie rozumie, kiedy jest nam bardzo ciężko, to wtedy wewnętrznie w sercu rozmawiając z Panem Bogiem czuję wyraźnie Jego obecność. Sama się nieraz zastanawiam gdy patrzę wstecz, jak ja mogłam to wszystko przetrzymać, przetrwać. Oczywiście teraz też są różne sytuacje, problemy, trudności, z którymi trzeba sobie poradzić i też się zastanawiam nieraz, skąd we mnie tyle siły. Kiedyś powiedziałam takie słowa i mogę je teraz powtórzyć, że gdyby nie Pan Bóg, gdyby nie wiara moje życie nie miałoby sensu. Ono ma sens właśnie dzięki temu, że Jezus jest ze mną. Jestem wdzięczna, że tak się moje życie potoczyło, że weszłam na drogę z Panem Bogiem, i że ja po prostu tego Boga czuję naprawdę, autentycznie.

G.O. My Aniu, poznaliśmy się nie tak dawno, pod koniec sierpnia na rekolekcjach w Niepokalanowie Lasku, rekolekcjach Rycerstwa Niepokalanej. Był to turnus, na którym było wiele osób niepełnosprawnych. Uczestniczyłem w takich turnusach kilka razy i zawsze uważałem, że są one najweselsze ze wszystkich. Potwierdziło się to również dzięki Tobie, ponieważ właściwie rzadko spotykam takie osoby, które potrafiłyby zachować tyle humoru, (nie mówiąc już o skupieniu, modlitwie), tyle pogody ducha, co właśnie tam w Niepokalanowie, i to dokonywało się również dzięki Tobie, tak więc dajesz nam piękne świadectwo życia.

A.B. Dziękuję bardzo, że tak mnie brat odbiera.

G.O. I nikt mi tak nie kazał mówić. Brat Sebastian siedzi obok, ale nie wywiera na mnie presji, więc mówię prawdę. (Śmiech)

S.L. Wydaje mi się, że jest to jeszcze jedna oznaka tej świętości, wypływającej z przebywania z Panem Bogiem oraz relacji z Nim. Wracając do tematu wiary. Wiemy, że nie jest ona nam dana znikąd, tak po prostu. Nie jest tak, że rodzimy się i już wierzymy. Pan Bóg, na drodze naszego życia, posługuje się zawsze konkretnymi ludźmi. Daje nam, można to tak nazwać, świadków wiary. Kiedyś słyszałem też takie określenie, które często powtarzał jeden z ojców naszego zakonu, pokazując nam ludzi, dla niego w tym aspekcie wyjątkowych: „to jest ojciec mojej wiary”. Wiem, że ty też takich „ojców wiary”, takich świadków wiary masz. Czy mogłabyś opowiedzieć nam o nich?

A.B. To nie jest tak, iż człowiek z wiarą się rodzi i wszystko rozumie. To jest pewien proces wzrastania, dojrzewania w tej wierze i, tak jak mówiłam, otwierania się na łaskę Bożą. Pierwszym takim ważnym świadkiem, była dla mnie moja babcia. Nie miała skończonych wielkich szkół ale jej miłość do człowieka, jej wiara w Boga była zarazem tak prosta, ciepła oraz wielka i dobra. To było takim pierwszym przekazem dla mnie. Następnie, gdy znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji, na mojej drodze spotkałam małżeństwo Ryszarda i Irenki. Oni zaczęli mi ,,podsuwać” książki Doktorów Kościoła, ludzi głęboko wierzących, świętych i ja naturalnie te książki czytałam. Zaczęłam się nad tym wiele zastanawiać, i właściwie wtedy, rzeczywiście odkrywać prawdziwą wiarę. Lektura dzieł Doktorów Kościoła była dla mnie wspaniałymi rekolekcjami. Mocno zadziwiało mnie, że ci ludzie nie bali się oddać nawet życia za Pana Boga. Dla mnie to było szokujące, dziwne oraz głęboko zastanawiające. Poprzez modlitwę i rozważania chciałam to też w jakiś sposób zrozumieć. Takim też świadkiem, który jest dla mnie po prostu wyjątkowy, wspaniały, i któremu dużo zawdzięczam, jest nasz Ojciec Święty bł. Jan Paweł II. Mam takie osobiste nabożeństwo do  Niego. Nie tylko dlatego, że był Polakiem, że był papieżem, ale dlatego, że był boży, a zarazem ludzki. Jego świadectwo, jego życie bardzo do mnie przemawiało. Uważam, że dziś powinniśmy na nowo odkrywać całe to bogactwo, które nam zostawił w swoich encyklikach, książkach, bo naprawdę jest tego bardzo dużo, szczególnie na dzisiejsze czasy.

S.L. Myślę, iż możemy stwierdzić, że świadkowie wiary„rodzą” świadków wiary. Dlatego dzisiaj Ty, ponieważ spotykałaś takich świadków wiary w swoim życiu, możesz być tym świadkiem również dla nas. W czytając Twoją książkę dowiedziałem się również, że wiele razy w swoim życiu musiałaś zetknąć się ze śmiercią i to twarzą w twarz. Zarówno w odniesieniu do siebie, jak i swoich bliskich. Czy takie mocne doświadczenie, w którym patrzymy śmierci w twarz, jakoś wpływa na nasze życie? Czy wpłynęło również na twoje życie, czy coś może w nim zmieniło?

A.B. Jak najbardziej. Myślę, że zmienił podejście do samej śmierci. Pamiętam też takie momenty z mojego dzieciństwa. Dzisiaj jest tak, że nieraz rodzice starają się ukryć, jakby osłonić małe dzieci przed faktem śmierci. Gdy babcia umiera, gdy dziadek umiera… Czasem nawet nie mówią bezpośrednio o tym, że babcia, czy dziadek umarli, bo po prostu się boją. Myślę, że w takich sytuacjach to nie dzieci mają problem, ale bardziej właśnie rodzice, bo nie wiedzą tak naprawdę jak tę sytuację wytłumaczyć, jak do tego podejść. Natomiast pamiętam z dzieciństwa, że moja babcia gdy szła gdzieś na pogrzeb, to często mnie zabierała ze sobą. Nie oszczędzała mi tego. Człowiek musi wiedzieć, że w życiu jest też i śmierć. Oczywiście trzeba to w  odpowiedni sposób dziecku wytłumaczyć mając na względzie dany wiek, dany moment, żeby mogło ono to dobrze zrozumieć. Później, gdy zachorowałam i przebywałam w szpitalu, umierały też koleżanki w wieku dziesięciu, szesnastu, osiemnastu lat. Wtedy, kiedy jest pełnia życia, kiedy człowiek powinien się cieszyć tym życiem. Było to dla mnie bardzo trudne do zrozumienia. Wiedziałam, że jest śmierć, że człowiek musi odchodzić, ale dla mnie to było takie zimne, straszne. Zadawałam nawet Bogu pytanie: „Dlaczego? Dlaczego tak musi być?” Następnie, jak już wspominałam, gdy czytałam o świętych, o tym jak oni oddawali życie, to również był dla mnie czas wielkiej refleksji nad śmiercią. No i śmierć Ojca Świętego Jana Pawła II na oczach całego świata. To też był jakiś taki proces dojrzewania we mnie, do zrozumienia w jakiejś mierze tajemnicy śmierci, ponieważ myślę, że tak do końca nie da jej się zrozumieć. Sama oczywiście byłam w sytuacjach kiedy moje życie było zagrożone, ostatni raz nawet cztery lata temu. Wszystko to dawało mi do zrozumienia, że śmierć jest wśród nas, że może się zdarzyć w każdej chwili. To jednak nie znaczy, że trzeba usiąść i czekać na nią. Trzeba po prostu zawsze być przygotowanym, starać się przynajmniej przygotować, bo ona może nas zaskoczyć w każdej chwili, w każdej sytuacji. Wydaje mi się, że na dzień dzisiejszy nie boję się samej śmierci. Boję się tylko tego, że nie będę w pełni gotowa na spotkanie z Bogiem. Myślę, że to jest najważniejsze bo tu  chodzi o duszę i zbawienie. Nie ważne kiedy człowiek umiera, kiedy odchodzi, tylko po prostu jak żyje. Wydaje mi się że jest to najważniejsze przesłanie.

G.O. Rzeczywiście zdarza się, że śmierć przychodzi nagle. Myślę, że szczególnie istotne jest to co mówisz, że ważne jest jak człowiek żyje. Nie powinno się chyba odkładać tego przygotowania na śmierć na ostatnią chwilę, bo można tę chwilę przegapić. Co zrobić, żeby być gotowym w każdym momencie na śmierć?

A.B. Starać się zachowywać przykazania Boże, spowiedź, sakramenty, czyli to wszystko co Pan Bóg nam daje. Starać się być dobrym człowiekiem, starać się żyć w osobistej relacji z Panem Bogiem. Myślę, że to jest najważniejsze, aby być po prostu człowiekiem.

G.O. Czyli nawiązując do słów, które pojawiły się na początku naszej rozmowy, musimy pozwolić Panu Bogu, aby pomagał nam wzrastać w Jego łasce.

A.B. Właśnie, w łasce u Boga. Mówimy nie raz, że nie mamy czasu, ale to nie jest prawda. Często zamiast jakiegoś filmu, można usiąść gdzieś w ciszy na łonie przyrody oddając się refleksji, popatrzeć w niebo i rozmawiać z Panem Bogiem. Sposobów jest bardzo dużo, tylko trzeba po prostu chcieć, trzeba próbować włożyć swój wysiłek.

G.O. Jeżeli będziemy chcieli to Pan Bóg nas do siebie przyciągnie.

S.L. To również jest czymś niezwykłym, bo jest to kolejny moment, kiedy w swoim życiu mogłaś powiedzieć Panu Bogu: „nie”, kiedy mogłaś powiedzieć: „mam do Ciebie żal”, „znowu mnie krzywdzisz”, „znowu dajesz śmierć”. Ty natomiast pokazujesz właśnie tę naszą chrześcijańską nadzieję, że po śmierci jest życie, życie piękniejsze niż to, które mamy tutaj na ziemi, i o którym, jak mi się wydaje, współczesny człowiek często zapomina. Chcę ci za to bardzo podziękować, bo jest to ważne też dla mnie, i myślę, że dla każdego człowieka, którego spotykasz w życiu. Twoje słowa i przykład twojego życia dają nadzieję, której teraz często ludziom brak. Może już podsumowując tę naszą rozmowę, przytoczę jeden fragment z twojej książki, który najbardziej został mi w pamięci, i który, myślę, że dobrze opisuje całą naszą drogę, którą musimy przejść tutaj na ziemi: „życie jest jak okręt, który przedzierając się przez sztormy i burze, zmierza wytrwale do portu. Moje życie też było takim okrętem płynącym pod wiatr, okrętem, który wciąż szukał swojej przystani”.

A.B. Kiedy wychodziłam ze szpitala, wkraczałam już właściwie w dorosłe życie. Wtedy podsumowałam to właśnie tak, że człowiek jest jakby okrętem. W szpitalu czułam się bezpieczna, bo byłam wśród swoich, wśród ludzi, którzy tak samo chorowali, tak samo cierpieli i wszyscy wspieraliśmy się nawzajem, rozumieliśmy się. W szpitalu spędziłam sześć lat, więc później jak wchodziłam w to dorosłe życie to jakbym wypływała na nieznane mi rzeki, morza i nie wiedziałam co mnie tak naprawdę spotka i jak to będzie. Wtedy szukałam takiego lądu, przystani, w którą stronę potoczy się moje życie. Dzisiaj patrzę na to w ten sposób, że rzeczywiście życie człowieka jest jak okręt. Raz buja w tę stronę, raz w inną. Raz są sztormy, raz świeci słońce. Myślę, że człowiek tak płynie do tej najbardziej spokojnej przystani, która będzie chyba wiecznością. Tak to odbieram, i tak czuję w tej chwili.

G.O. Czyli nie musimy bać się wypływać…

A.B. Jak najbardziej. A żeby dawać radę w tym życiu to wiadomo: Pan Jezus, pokora i wszystko będzie jak trzeba.

S.L. I to jest właśnie ta nadzieja, która płynie z tej rozmowy. To nasze przesłanie, że na końcu drogi czeka Pan Bóg i nasze życie zawsze ma sens, niezależnie od tego na jakim jego etapie i w jakim momencie się znajdujemy.

G.O. Jeszcze ostatnie słowo do tych, którzy może nie mogą wyjść z domu, nie mogą wstać z łóżka, wydaje im się, że świat się dla nich skończył. Co im powiesz?

A.B. Życzę przede wszystkim dużo odwagi oraz dużo wiary oraz ufności w Boga. Naprawdę, jeżeli zaufamy Panu Jezusowi tak szczerze z głębi serca i wypłyniemy na głębię to naprawdę nasze życie będzie, może nie łatwiejsze, bo zawsze są w życiu próby i zmagania, ale na pewno łatwiej będzie w tym życiu dawać sobie radę z tym wszystkim. Także dużo siły życzę i odwagi.

G.O. i S.L. Dziękujemy Ci Aniu za rozmowę.

A.B. Dziękuję.

***

Świadectwo życia Anny Bojanowskiej w całości można przeczytać w jej książce pt. „Nie przegrać życia”, którą nabyć można bezpośrednio u autorki tel. 46 863 08 20. Jeżeli Ty również spotkałeś(łaś) w swoim życiu świadków wiary, którzy Ci pomogli, napisz do nas! Pomóż w ten sposób innym, którzy być może teraz doświadczają tego, czego doświadczałeś niegdyś Ty i szukają pomocy. Jeśli natomiast sam szukasz ludzi, którzy przekonają Cię o dobroci Boga, módl się do Niego, a z pewnością Cię wysłucha.